czwartek, 18 sierpnia 2016

BIESZCZADY



































"Tu, w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień
Szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień
Mokre rosą trawy, wypatrują dnia ciepła,Które pierwszy promień słońca da.Cicho potok gada, gwarzy pośród skałO tym deszczu co z chmury trochę wody dałŚwierki zapatrzone w horyzontu kresGłowy pragną wysoko, jak najwyżej wznieść..." 
                                 A.Starzec 




 Takim akcentem przedstawiam kolejną kulinarną podróż smaczka,
która była celem, marzeniem od jakiegoś już czasu. Niby nic nadzwyczajnego, wsiąść i pojechać. Pragnęłam zobaczyć to miejsce, wleźć na górkę, podziwiać, wdychać cud natury,przechadzać się po bieszczadzkim molo i patrzeć na bieszczadzkie morze.Nic trudnego ale zawsze coś stanęło na przeszkodzie, zawsze jakaś inna pokusa ważniejsza niż nasze piękne Bieszczady. Udało się :-) Co prawda, była to podróż na ostatnią chwilę, bardzo krótka i intensywna ale warta wschodu słońca. Do Wetliny zajechaliśmy przed północą a wraz z nami szalony pomysł, że wchodzimy z latarkami na Smerek (1222 m ) właśnie na dzień dobry, na wschód :-).


 Nie jest to jakaś oszałamiająca wysokość, ale uwierzcie mi ostatnie lata spędzone w stolicy,gdzie poruszam się praktycznie w każdy kąt komunikacją miejską, dał mi po dupie porządnie. Zakwasy czuję do dnia dzisiejszego.Jednocześnie był to w swoim rodzaju sprawdzian charakteru, bałam się jak cholera. Nie dość, że ciemna noc, że nie mam odpowiedniego obuwia ( spontan), że nie znam gruntu pod nogami, że spadnę, że niedźwiedź....że to nie dla mnie, że umrę tam, ale żyję :-) Żyję bogatsza o doświadczenie o przygodę i zachłanna na kolejne połoniny.




Tak jak wspomniałam na wstępnie był to bardzo krótki wypad, także moja malutka miłość do gór powoli staje się wielką miłością. Nie wiem do końca, czy będzie to już mój sposób na wolne chwile ale z pewnością muszę tam wrócić. Przede wszystkim muszę bliżej przyjrzeć się Solinie, tak od wewnątrz, popływać na żaglówce, podziwiać piękno z innej perspektywy .







 Kiedy weszłam na Smerek, była to taka radość, takie zadowolenie, że mogę wszystko i do tego to powietrze, rześkie, czyste i zimne, Nie doświadczy tego w Warszawie. Po wschodzie słońca zeszliśmy na dół na śniadanie do 
gościńca o wdzięcznej nazwie " W starym siole" .






 Do wyboru była jajecznica, tosty, wędliny i sery. Do tego kawa, herbata. Granica cenowa razem to max 20 zł. Miejsce bardzo ładne, posiłek też smaczny. Jeżeli ceper nie posili się zamówioną jajeczniczką, można jeszcze skorzystać z dodatkowego pieczywa, miodków i dżemików w cenie zestawu. Jestem bardzo zadowolona z tego miejsca, co prawda Pani mogłaby być bardziej miła ale pracując z ludźmi doskonale ją rozumiem, że o 8.00 rano nie ma się ochoty na tryskanie humorem i empatią. 
Jedno jest pewne, ja tam jeszcze wrócę, ja muszę tam wrócić bo być w Wetlinie i nie zjeść naleśnika w "Chacie wędrowca" to grzech, niestety nie mieliśmy czasu aż tak dużo a chata czynna dopiero od 13.00 :-(((( 
Tak czy inaczej do zobaczenia na szczycie :-))))


1 komentarz: