czwartek, 25 czerwca 2015

Bary mleczne w Warszawie

Jak myślicie, można zjeść 3 obiady dwudaniowe jednego dnia? Można! Czego się nie robi dla swojego kochanego bloga :-) Wybrałam się dziś na mały research najbliższych mi barów mlecznych. Na razie wybrałam trzy ale na tym nie koniec. Będę badać, smakować i zwiedzać dalej. Napisze Wam kilka słów o tych, w których już pokosztowałam małe,co nie co. 

Jako pierwszy był "Mleczarnia Jerozolimska ", czyli pierwszy z brzegu na al. Jerozolimskich przy palmie - jak się okazuję jest to pokaźna sieć barów nie tylko w Warszawie ale również w Olsztynie. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne, dużo ludzi a to znak, że pewnie dobrze karmią poza tym czysto i schludnie. Najpierw była zupka grzybowa - ogólnie takiej nie lubię, dlatego zamówiłam - może coś źle robię, może pokocham.....yyyyyyy nie, jednak nie. Taka se, rzadka, jakoś tak mi zalatywała torebką . Nie przekonała mnie - zapłaciłam za nią 4,90 zł. Dużo i nie dużo. Czas na rarytas, czyli drugie danie. Oczywiście kartofelki z mięchem i dodatkiem warzywnym. Kotlet schabowy - 11,90 zł - dużo ale przy tym pokaźny w swojej wielkości. Smaczny, miękki, soczysty, duży plus!!! Ziemniaki jak to ziemniaki, biała odmiana czyli najtańsze i nie najlepsze, posypane suszonym koperkiem. Porcja za to  spora, także nie będę się czepiała, kosztowały jakieś 3 zł, niech będzie. Zamówiłam jeszcze marchewkę z groszkiem, była ok. taka domowa za 3 zł. Podsumowanie -  że domowo to na pewno, że tanio? nie do końca - za całość zapłaciłam 25,80 zł bez napoju. Szybka i sprawna obsługa,ładne białe talerze, jedzenie trochę zimne ale jest, to raczej bolączka każdego mlecznego. Czy bym poleciła? Myślę, że tak. W samym centrum stolicy, dla zabieganych i nie wymagających. Niestety nie zrobiłam zdjęć, bo mi bateria padła w telefonie...lecimy dalej ale już z aparatem

"Bar Ząbkowski" ponownie nazwa nam wskazuje miejsce docelowe. Praga Północ - bo z nią jest jak z Warszawą - kocha się ją i nienawidzi. Ja tam pracowałam ponad 2 lata i się przyzwyczaiłam, a łobuzów nie brakuję w całej stolicy, także nie trzeba się jej bać. No ale nie o tym teraz. 
Bar mieści się tuż przy przystanku tramwajowym Ząbkowska, jak ktoś bardzo głodny nie musi długo szukać.Z centrum bezpośrednio nr 25. Wchodzę do środka i cóż widzę? Cóż czuję przede wszystkim? Zaduch!! Mieszanka zapachów kulinarnych ze smrodem praskim. Rozglądam się dookoła szukam winnego! Jest, siedzi w samym kącie sali pochylony nad herbatą, bezdomny.. What the fuck? Myślałam, że do takiego miejsca raczej nie wpuszczają śmierdziuszków, a jednak! Ale jestem twarda, nie poddaje się i idę zamówić, to po co tu przyszłam. Bezdomnego udaję, że nie widzę - szkoda, że nie da się udawać, że go nie czuję. Hmmm ale to nie koniec niespodzianek. W drugim końcu sali siedzi krawaciarz z laptopem na stoliku zajada naleśniki, gdzieś opodal mama z tatą i dzieckiem.Hmmm, czyli śmierdziel nie tylko na mnie nie robi żadnego wrażenia,skoro oni zostali, to ja też siadam dumna w swojej nowej chabrowej spódniczce. Pani w okienku z kasą przesympatyczna, czyli już dobrze rokuje. Idę dalej z bilecikiem po odbiór obiadu, tam z kolei wredota, że nie daj Boże. Wszystko z łaską podaje, zupę nalewa wielką chochlą i gdzieś tam po drodze kapie może na podłogę a może na jej kapcie, dobrze jej tak :-) No ale nic, grzecznie podziękowałam i zajęłam miejsce. Spojrzałam na bezdomnego, odechciało mi się jeść. Nie dlatego, że brzydko pachniał ale, że taka niesprawiedliwość jest na tym świecie. Może przyjechał do stolicy robić wielką karier, pewnie miał marzenia a taki los go spotkał. Dzisiaj, to już moja druga zupa, a on siorpie tę swoją herbatę. Już byłam gotowa wstać, podejść i oddać z uśmiechem na twarzy ale mnie wyprzedził i wyszedł z lokalu. Krawaciarz zapatrzony w komputer, pewnie nawet nie spojrzał w jego smutne oczy.. No dobra, nie będę się rozczulała mam nadzieję,że jeszcze karta się dla niego odwróci. Kontynuując temat jedzenia, zupka ogórkowa pyszna!!! 3 zł, gorąca, gruba kostka ziemniaka i marchewki, lekko kwaskowa na tłustej śmietanie, gdyby nie ta pierwsza grzybowa zamówiłabym drugi talerz. Minęło kilka minut słyszę krzyk wrednej baby. Mnie tak głośno woła po drugie danie, czyli kluski śląskie nadziewane mięsem. Kurcze dobre to a nawet bardzo dobre. Jeżeli miałabym się czepiać, to ciut za dużo tłuszczu ze skwarkami, poza tym bardzo domowe i pyszne. Za całość zapłaciłam 11,50 zł - porcje mniejsze niż w mleczarni ale smaczniejsze. Pewnie odwiedzę jeszcze Bar Ząbkowski nie raz, gdybym miała polecić pod względem miejsca, to chyba nie. Można wejść ale na własną odpowiedzialność, bo jak się okazuję stołuje się tu zarówno szlachta i biedota, także jak jedno drugiemu nie przeszkadza,to jedzenie bardzo smaczne i swojskie. Wystrój raczej prlowski, podobnie zastawa,każdy talerz z innej bajki jednak wydaje mi się, że takie było założenie, że tak ma być :-)  Idziemy dalej...
PS. niektórzy czytelnicy burzą się, że napisałam prawdę o bezdomnych, którzy odwiedzają w/w bar mleczny, jako że takie miejsca były od dawna kierowane dla ludzi biednych. Owszem zgadzam się ale nie wszyscy ludzie biedni, to bezdomni którzy niestety śmierdzą a którzy chcą zjeść w spokoju. Mnie to nie przeszkadza dlatego będę chodzić na Ząbkowską jeszcze nie raz. Poza tym skoro bar mleczny dla wszystkich, to dlaczego w Krakowie i we Wrocławiu obsługa wyprasza śmierdziuszków traktując ich jako zło najgorsze?? 





Ufff jestem taka pełna, nie wiem czy zmieszczę jeszcze jeden obiad. Biorę koleżankę, pomoże w jedzeniu  ale najpierw idę odpocząć do parku praskiego, posiedzę na ławce, porozmyślam o życiu... Poczekam na Anię i razem wyruszymy na kolejne żołądkowe przygody, a ostatni mój cel mieści się również na Pradze Północ.
Jest! Idziemy na ulicę Targową 82, czyli zagłębie Pragi. Jak się okazuję bar znajduję się tuż za Centrum Handlowym Wileńska ok. 300 m od metra, dla zainteresowanych napiszę, ze trzeba wejść w głąb bramy przy numerze 80. Wchodzimy ostrożnie, bo nie wiadomo co tam na nas czeka,rozglądamy się i co? Oto i on, czerwony rower wisi sobie bezwstydnie nad drzwiami wejściowymi.





Otóż tak "Kuchnia czerwony rower" właściwie nie jest barem mlecznym, jak się dowiedziałam istnieje już od 2002 roku i jest rozszerzoną działalnością poprzednio istniejącej Stołówki Stowarzyszenia Drzwi Otwarte, można tam dobrze zjeść ale i pomóc potrzebującym, ponieważ zysk z jedzenia jest przeznaczony właśnie na taki cel. Miejsce to , nie jest tylko zwykłą jadłodajnią, posiada również obszerną ofertę działań kulturalnych. Prasa rozpisuję się, że można tu spotkać a nawet porozmawiać z artystami i gwiazdami polskiego show biznesu. Hmmm tak sobie myślałam, ciekawe jakimi? Pewnie z Waldkiem ze Złotopolskich :-) Kurcze ale to prawda. W trakcie naszej wizyty okazało się, że stołują się tam aktorzy, projektanci, reżyserzy. Widziałam na własne oczy,a obiad dwudaniowy kosztuję 9 zł, kompot za free - pijesz ile chcesz. Fantastyczne miejsce!! Z końca Warszawy bardzo chętnie tu przyjadę. Wystrój bardzo kolorowy wręcz artystyczny, uwagę moją zwróciły gadżety powieszone nad barem, można się w nich dopatrzyć np. Pałac Kultury i Nauki. 





Co do jedzenia nie mam żadnych zastrzeżeń, codziennie są 2 inne zestawy obiadowe do wyboru. My trafiłyśmy na: 

  1. zupa jarzynowa lub chłodnik z buraczków - 3 zł, 
  2. bitki, młode ziemniaki lub papryka nadziewana ryżem z warzywami - 6 zł  
  3. a do tego do wyboru kapusta młoda duszona, mizeria, buraczki, ogórki konserwowe czyli na bogato :-) 










Wszystko pięknie podane, czyściutko, gwarno od ludzi.W rogu stoi fortepian, nie wiem jeszcze czy można pobrzdękolić ale przede wszystkim ta domowa atmosfera,której nam młodym słoikom tak brakuje w wielkim mieście. Obsługa młoda i przesympatyczna, ach chce się tam wracać. Bezwzględnie polecam!!! Ja już wiem, że będę tam stałym gościem i jest to mój nr jeden z powyższych :-) 
To teraz idziemy na lody :-))))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz